piątek, 28 listopada 2014

Tu bywa i tak...

Taka sytuacja:
Jestesmy w japonskim szpitalu w Sofii. Rutynowe badania krwi. Nic wielkiego. Wszytsko ok. Zaplacilam w kasie za badania i ruszylismy do windy. Wsiedlismy, nacisnellismy przycisk pietra, do ktorego chcilismy sie udac. Drzwi zaczynaja sie zasuwac. Nagle slysze czyjesc szybkie kroki biegu w kierunku windy. Do wnetrza "wpada" dluga meska reka wyciagnieta na wysokosci komorki swiatloczulej, aby drzwi jej nie przytrzasnely. Reka, a w niej: MOJ PORTFEL!!!!!!! Wzielam, reka zniknela, drzwi sie zamknely, winda odjechala. Stalam z otwartymi ustami i oczami wielkosci spodkow. Bylam pewna, ze pieniedzy juz w nim nie ma, ale i tak odczulam szczescie i nawet wtedy bylabym wdzieczna, ze nie zostalam bez: prawa jazdy, dowodu osobistego, bulgarskiej karty stalego pobytu, karty kredytowej, karty do bankomatu itp. Kasa byla jednak nietknieta. Co do leva wszystko sie zgadzalo.
W tym ulamku sekundy widzialam, kim byl ten gosc. To portier szpitalny.
Kupilam podarek wyrazajacy moja wdziecznosc, wsunelam jeszcze banknot za folie bombonierki i poszlam do niego. Chcialam go usciskac, ale sie powstrzymalam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz