niedziela, 30 listopada 2014

Kinderbal po bułgarsku

Tak się bawi, tak się bawi bułgarska upperclass!

Email od rodziców (oczywiście w obu językach, bo szkoła niemiecka) uprzedza wymyślne zaproszenia pisemne, które zostaną rozdane w przyszłym tygodniu.
Zaproszone są wszystkie dzieci obu pierwszych klas wraz z rodzeństwem i rodzicami (!!!!). Impreza odbędzie się w centrum zabaw mieszczącym się w  największej w mieście galerii handlowej.
Jak dla mnie wyobrażenie horroru.
Jako że jestem tu nowa, pytam  koleżankę, czy to tu norma. Dla należących do tutejszej upperclass, tak. Ma byc wypierdziscie i z przytupem.

Z tyłu głowy mam myśl, że moje dziecko też będzie miało urodziny... w Niemczech ilość gości obliczana była według wzoru: wiek jubilata plus/minus jeden. I to już było wyzwanie.
Ale dwie klasy? Z rodzeństwem? Rodzicami? Ci cieszyli się w Hamburgu szczególnie jak mogli oddać dziecko na urodziny a sami spokojnie spędzić popołudnie.

Nie muszę dodawać, że jednocześnie odbywa się w tym centrum kilka imprez. Obyta koleżanka poinformowała mnie, że poszczególne grupy imprezujące oddzielone są od siebie. A dzieci dostają sensory informujące załogę o położeniu młodocianych imprezowiczow. Rodzice zaś świętują w sali obok przy stole suto zastawionym wymyślnymi i bardzo zachodnimi przystawkami.
Krótko przed terminem informacji zwrotnej pytam moją córkę, czy chce iść na te urodziny. 
Ona na to zdziwiona: "jakie urodziny?" 
Ja: "no te w galerii, kolegi z 1b." Ona: "to nie urodziny! Na urodziny nie zaprasza się przecież dwóch klas. Poza tym ja go nie znam."
O jaka byłam jej za tą decyzję wdzięczna! !
Poświęciłabym się celom integracyjnym, ale nie miałam nic przeciwko, że nie  musiałam.

piątek, 28 listopada 2014

Tu bywa i tak...

Taka sytuacja:
Jestesmy w japonskim szpitalu w Sofii. Rutynowe badania krwi. Nic wielkiego. Wszytsko ok. Zaplacilam w kasie za badania i ruszylismy do windy. Wsiedlismy, nacisnellismy przycisk pietra, do ktorego chcilismy sie udac. Drzwi zaczynaja sie zasuwac. Nagle slysze czyjesc szybkie kroki biegu w kierunku windy. Do wnetrza "wpada" dluga meska reka wyciagnieta na wysokosci komorki swiatloczulej, aby drzwi jej nie przytrzasnely. Reka, a w niej: MOJ PORTFEL!!!!!!! Wzielam, reka zniknela, drzwi sie zamknely, winda odjechala. Stalam z otwartymi ustami i oczami wielkosci spodkow. Bylam pewna, ze pieniedzy juz w nim nie ma, ale i tak odczulam szczescie i nawet wtedy bylabym wdzieczna, ze nie zostalam bez: prawa jazdy, dowodu osobistego, bulgarskiej karty stalego pobytu, karty kredytowej, karty do bankomatu itp. Kasa byla jednak nietknieta. Co do leva wszystko sie zgadzalo.
W tym ulamku sekundy widzialam, kim byl ten gosc. To portier szpitalny.
Kupilam podarek wyrazajacy moja wdziecznosc, wsunelam jeszcze banknot za folie bombonierki i poszlam do niego. Chcialam go usciskac, ale sie powstrzymalam :)

czwartek, 27 listopada 2014

Bulgaria oczami Powsinogi

Kraj wydaje sie tak pelny przeciwienstw, ze trudno wlasciwie generalnie cos o nim powiedziec. Moze oprocz jednego: jest jak ciagly trening umyslu. Nic tutaj nie jest takie, jak sie spodziewasz. Niespodzianka czyha na kazdym kroku. Moze byc lepsza lub gorsza. Niewiele rzeczy dziala tutaj wedlug znanych schematow. Ciagle musisz stawiac czola nowym sytuacjom. Mozg nie zasypia. Jesli znasz polska i niemiecka kulture, mozesz pobawic sie w odnajdywanie podobienstw. Wiele rzeczy jest podobnych. Czsto czuje zapachy z dziecinstwa, widze obrazy, ktore moglyby byc tylko wytworem mojej pamieci Polski poznych lat osiemdziesiatych lub wczesnych dziewiecdziesiatych, sa jednak stad, dwa tysiace kilometrow na poludnie i kilkaset na wschod. Oraz ponad 20 lat pozniej. Chwile potem musze sie ocknac z mojej melancholijnej podrozy w przeszlosc w nowoczesnym centrum handlowym, nowej, niesmierdzacej stacji metra, placac za parking sms'em. Zaraz potem przejedzie mi prawie po pietach Porsche Cayenne albo inna Toyota Cruiser podczas kiedy ja cudem nie wykrecam sobie nogi na dziurawych chodnikach a Cygan pcha po czteropasmowej ulicy szybkiego ruchu wozek z beczka na odpady ogrodowe, w ktorym siedzi kobieta z dzieckiem na kolanach.
Nigdy nie widzialam kobiet chodzacych na co dzien na tak wysokich i cienkich szpilkach po tak dziurawych i krzywych chodnikach.
W chwilach slabszego humoru mysle sobie "tacy jestescie wyfiokowani, paznokcie macie zawsze pomalowane, buty na obcasach do nieba, a psie kupy rozgniecione leza na dziurawach chodnikach. Nie wstyd?" I od razu lapie sie na tym, ze gdyby ktos z Tubylcow mogl odczytac moje mysli, stiewierdzilby, ze jestem nienormalna. Bo jaki to ma wszystko zwiazek??
Nigdy jednak nie mozesz myslec, ze wiesz, jak cos przebiegnie. Bo nie wiesz.
Ladujesz w szpitalu, ktory jest w oplakanym stanie. W Niemczech lecznica dla zwierzat w tym stanie nie bylaby dopuszczona do dzialania. Myslisz, ze to koniec swiata a tu pojawiaja sie bardzo szybcy, nieksomplikowani, kompetentni lekarze, ktorzy pomoagaja Ci natychmiast.

Pytam kolezanke, gdzie moge sprawdzic, o ktorej godzinie odjezdza autobus numer 11 spod Uniwersytetu. Patrzy na mnie zdziwiona i mowi: "Musisz isc na przystanek i czekac az przyjedzie" :D
Tak tez robie. Ide na przystanek, a tam cyfrowa tablica wyswietlajaca co do sekundy czas oczekiwania na najblizszy autobus. Autobus Solaris, niskopodlogowy, czysty, cichy, wszystko super.
Opowiadam to kolezance a ona na to sucho: "mialas szczescie, ze dzialala ta tablica"

Bulgarzy wydaja sie za kazdym razem szczerze zaskoczeni, jesli opowiadam im o pomyslnym przebiegu jakichs wydarzen w ich kraju. Wydaja sie zaskoczeni, ze ich kraj w ogole jeszcze jakos dziala. A dziala calkiem niezle. Ale im sie wydaje, ze w takich Niemczech to jest dopiero raj. Nie da im sie tego wytlumaczyc. Tak chyba maja kraje postkomunistyczne, ze pragna na zachod, pragna " do lepszego", uwazaja wlasna rzeczywistosc za gorsza i majaca tylko racje bytu, jesli zaprowadzi na zachod.

A ja lubie ten klimat. Meczyl mnie ten uspiony dobrobytem stan umyslu wiekszosci ludzi na zachodzie.
Tam wcale nie jest wszystko lepsze. Kilka rzeczy, owszem, ale nie az tak bardzo wiele.
A przede wszystkim, mam wrazenie, ze choc tutaj status materialny przecietnego Bulgara jeszcze dlugo nie bedzie mogl sie rownac z przecietnym Niemcem, Bulgarzy sa szczesliwsi.
Nawet jesli ciagle sie dziwia, ze ich kraj istnieje, a nas, obcokrajowcow maja ochote wrecz za to przepraszac...